Babcia staruszka

Duże miasta są niczym obce obiekty latające, choć nie latają, chyba że w metaforycznym sensie miewają odloty. Nie miasta same w sobie, a miasta z ludzi, z ich rzeczy, z ich bałaganu i śmietnisk. Miasta tworzą oddzielne światy, enklawy rządzące się swoimi prawami nie tylko związanymi z prawem urzędowym, a raczej podlegającymi prawom lokalnych rządów.

Wieś nie jest wstydliwa

Dzisiaj wieś to luksus, oczywiście tak na trochę, na trzy tygodnie w połowie czerwca lub lipca, kiedy świerszcze wieczorem i cykady, rosa na trawie i gorąco takie iż nawet pościel śpiącym doskwiera. Luksus ten może być zabawą nawet wtedy, gdy wodę trzeba nosić ze studni, a ciepła bywa tylko w czajniku, który stoi na blaszanej kuchni, pod którą żeby zapiszczał trzeba zapalić, a żeby zapalić narąbać drzewa itp. Tak na trochę dla rozrywki, by zrobić coś innego niż przez cały rok w mieście.

Prowincja większości śmierdzi

Przez dziesięć lat mieszkaliśmy w Krakowie, jak to się wówczas mówiło Kraków to nie miasto, to większa wieś. Taki slogan pewnie oburzał Krakusów, nas w związku z tym, że nam wieś nie kojarzy się źle zachwycał. Kraków jest poza porównaniami, to miasto (mimo sloganów), które wymyka się stereotypom, bo w nim dobrze poczuje się i mieszczuch i wieśniak. Nad nazewnictwem nie będziemy się rozwodzić i zupełnie nas nie obchodzą niepozytywne skojarzenia z tymi słowami, bo my im nie ulegamy. Kiedy z Krakowa przeprowadziliśmy się na prowincję, przez pewien czas odwiedzaliśmy w starym grodzie pozostałych tam znajomych, którzy zwykle pytali: jak wy się odnajdujecie na tej prowincji? Słowo to wymawiali w specyficzny sposób, jak gdyby mówili o myszach i robakach. Pytanie owo dziwiło, bo nie mieliśmy im, o czym opowiadać, tym bardziej, że urodziliśmy się na prowincji i nie była ona dla nas niczym strasznym czy odpychającym.

Czas się tutaj wlecze

Tylko wtedy, kiedy jest się na wakacjach. Fakt, do kina daleko, do teatru 30 km, do filharmonii tyle samo. Jeżeli ktoś tak na to patrzy, można mieć wrażenie, że wszystko, co odbywa się w dużych miastach, a skoro my siedzimy na zadupiu, to to wszystko nas omija. Można tak myśleć i nawet z tego powodu ubolewać, jednak najważniejszym powodem takiej postawy jest ocena tego, co dla nas jest najważniejsze. Dobrze by było zauważyć, że to co się dzieje na zewnątrz nigdy nie jest tym najważniejszym w życiu.

Babcia staruszka

Przeżyła niejedna i nadal żyje na wsi bądź na prowincji. W miastach także żyją, ale dzisiaj nie o nich. Taka babcia przeżyła II wojnę światową, ryzykowała wiele ( o czym opowiadała szeptem i tylko przy zapalonej świeczce), mąż został postrzelony, na plecach go do szpitala doniosła, równocześnie pilnując gromady maluchów. Pochodzenie chłopskie, choć kilka klas skończyła dzięki, czemu potrafiła czytać, pisać i liczyć, co bardzo w życiu się jej przydało. Ona nie wiedziała, co znaczy pędzić za czymś…to wszystko, co najważniejsze miała przy sobie. Szkoły tylko żałowała, że nie mogła dłużej chodzić, ale z drugiej, strony gdyby spojrzeć, była szczęśliwa, że choć tyle mogła. Miała potężną wolę życia, zmarła w wieku 90 lat.

Miasta są ciasne

W miastach tworzą się samoistnie podziały klasowe, związane z ilością zarobków, z dzielnicami lepszymi i gorszymi, z lepszą bądź gorszą pracą. Likwiduje się podziały etniczne, ale same tworzą się podziały inne. Miejscy ludzie są agresywniejszy, nieustępliwi. Być może dlatego ludzi z prowincji uznaje się za idiotów lub naiwniaków, bo mieszczuch zawsze takiego przechytrzy, ale to nie prawda.

C.D.N.

Do jutra!