O miłości tylko poezją

 Z dzieciństwa pamiętamy tylko słoneczne, leniwe i spokojne niedziele, poniedziałki i wtorki. Zupełnie tak, jakby nie było tych deszczowych, listopadowych czy marcowych. Może się starzejemy po prostu i zaczynamy koloryzować wspomnienia…

            Nad naszym pokojem gołębie miały gniazdo i gruchały, co rano, jaskółki świergotały kilka cegieł dalej bo mieszkały aż w trzech gniazdach, dzięki czemu na głowy spacerujących sypał się grad pieczarkom podobnych konsystencji.

            Co do pieczarek pamiętamy pewne zdarzenie, które ustosunkowało nas do pizzy kupowanej w ogródkach krakowskich. Ustosunkowało nas negatywnie. Pracowaliśmy, kiedyś w jednym z tych ogródków, jako kelnerzy, akurat była to pizzeria. I na własne oczy widzieliśmy, jak jeden z kelnerów niósł zamówienie – a szło się od baru długo, bo przez obudowane kamienicami podwórko, potem korytarz o długości półtora metra by w końcu wyskoczyć na zalany słońcem i skwarem rynek – ten kelner niósł pizzę „Margeritę” i kiedy był w połowie podwórka sru…poleciało z gzymsu, gdzie siedziało stado gołębi. To on do baru i szuka w tej pizzy, a to, co poleciało zupełnie wyglądało, jak pieczarki i nie znalazł i wyobraźcie sobie, że zaniósł taką klientowi.

             A skoro wiersze to K.K. Baczyńskiego, bo go lubimy. Może trochę, dlatego, że miał astmę, jak niektórzy z nas i solidaryzujemy się z nim w chorobie, może dlatego, że Agnieszka, kiedyś w liceum pisała esej w obronie Powstania Warszawskiego na konkurs historyczny i posiłkowała się wierszami Baczyńskiego. Wyszło z tego coś literackiego, czego historyczka nie potrafiła ocenić, zawołała polonistki, te kiwały głowami, ale nic nie rozumiały. Jednak wysłały – nie wygrała, ale co przeczytała, to jej.

            Wróćmy do wiersza:

                                                              ***

                                               Niebo złote ci otworzę,

                                               w którym ciszy białą nić

                                               jak ogromny dźwięków orzech,

                                               który pęknie, aby żyć

                                               zielonymi listeczkami,

                                               śpiewem jezior, zmierzchu graniem,

                                               aż ukaże jądro mleczne

                                               ptasi świt. (…)15 VI 1943

„Utwory zebrane” 1961.

            Dla porównania A. Asnyka, którego erotyki to wyznania grzecznego, dobrze wychowanego chłopca do równie grzecznej, dobrze ułożonej panienki. Ten akurat pewnie każdy zna, bo śpiewał go Czesław Niemen:

                                                           „Między nami nic nie było!

                                                           Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych,

                                                           Nic nas z sobą nie łączyło –

                                                           Prócz wiosennych marzeń zdradnych;

 

                                                           Prócz tych  woni, barw i blasków

                                                           Unoszących się w przestrzeni,

                                                           Prócz szumiących śpiewem lasków

                                                           I tej świeżej łąk zieleni;(…)

            Baczyński zmarł bardzo młodo. Zginął w Powstaniu Warszawskim mimo, że wielu nie chciało by w nim uczestniczył, miał chronić swój talent. Jego żona zginęła niedługo po nim. Asnyk żył dłużej, ale jego żona zmarła rok po ślubie. Od tamtej pory pozostał samotnikiem. Oczywiście panowie żyli w innych latach. Porównujemy te wiersze, ponieważ obydwa mówią o miłości.

            Asnyk pisał ładnie, romantycznie i grzecznie. Jak na jego pozytywistyczne czasy przystało. Pisał dużo o uczuciu, którego tak naprawdę nie było, o ulotnej chwili zauroczenia, miał dużo czasu, wydaje się, że żył w takiej słonecznej letniej niedzieli, stąd jego wiersze są pełne barw, motyli, świergotu ptaków, ale mało w nich człowieka. Jest dużo zachwytu, ale mało rzeczywistości.

            Baczyński żył podczas wojny, zakochał się także wtedy, do tego cały czas chorował. Miał tak silne ataki astmy, że groziły mu śmiercią. W jego wierszach jest pośpiech, jest groza i niepokój. Też jest ładnie i słonecznie, ale jest też pazur, coś neurotycznego, coś czego się boją dzieci, bo siedzi pod łóżkiem, wychodzi nocą i nie mamy nad tym władzy.

            Bo nawet najwspanialsza słoneczna niedziela może zostać przerwana przez nieoczekiwane zdarzenie. Czego Wam nie życzymy. Pamiętajcie o nas!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *