Sny pisarzy

            Często się zastanawiam, jakimi ludźmi byli pisarze, którzy już nie żyją, a których czytam książki. Jak dużo jest w ich opowieściach zmyślenia, wyobraźni, a ile ich wnętrza. Czy człowiek ma nad tym kontrolę, czy potrafi wydzielić ileś fragmentów swojego serca do publicznego oglądu, a resztę ukryć. Czy może to ile odsłania dzieję się poza nim, robi to nieświadomie, dlatego czasem przeradza się to wręcz w ekshibicjonizm.

             Taki na przykład Judym w Ludziach bezdomnych…fajny jest czy nie? Na pewno bardzo refleksyjny – jego życie wewnętrzne jest bardziej dynamiczne niż fabuła książki – poważny i niestety nudny. Jak wiele jest w nim z samego autora, który podobnie do starszego od siebie kolegi po piórze, a myślę o Sienkiewiczu, dorastał w nędzy, nieraz kładł się spać przy dźwięku marsza, który grały jego kiszki. Brakowało mu nie tylko jedzenia, ciepła w mroźne wieczory i światła, ale także miłości ze strony rodziny. Czyż sam Judym nie cierpiał podobnych braków? Przecież ciotka, która go wzięła na wychowanie była rozpustną wiecznie pijaną zołzą. Kiedy powrócił z Paryża i odwiedził rodzinę brata z drugą ciotką, został przyjęty zimno a sama ciotka (ta chociaż trzeźwa) patrzyła na niego z odrazą. Interesowała ich tylko jego majętność i moment, kiedy zacznie ich wspomagać finansowo. Brak miłości ze strony najbliższych musiał skutkować chłodem emocjonalnym, który wypełnił serce Judyma. Niby się nawet kochał w Natalii, ale tak jakoś dziwnie bez uczuć, biernie.  Ciągle czuł się odtrącony, odrzucony przez ludzi, za niski, za brzydki, za chudy, ciągle nie taki jak należy, co gorsza zgadzał się z tym stanem rzeczy, godził się z nim, schylał głowę i uważał, że nie zasługuje na nic lepszego.

            Kiedy spojrzałam na Judyma od tej strony, przestał być tylko nudny. Mogłam mu współczuć przykrego życia, które ukształtowało jego charakter. Jednak nadal przeszkadzała mi jego bierność. Niby miał plany, wykazał się niezwykłą wrażliwością chcąc nieść pomoc najniższym warstwom społecznym, jednak brak w tym wszystkim mocy. Jak gdyby nie do końca się zgadzał z tym, co sam sobie narzucił. O, jak gdyby zasady, które sobie narzucił przeszkadzały mu w tym by był szczęśliwym. Wiecznie smutny, niezdrowo wycofany, nie zdobywa sympatii czytelnika. Pomimo jego szlachetnych pobudek jest w nim cień, który miast wzbudzić we mnie sympatię zrodził niepokój. Dlatego gdybym spotkała tego typu osobę błyskawicznie wycofałabym się i uciekła jak najdalej od niego.

            Zupełnie inaczej jest z bohaterami Sienkiewicza, no może poza Rodziną Połanieckich (brr). Sam Sienkiewicz również cierpiał biedę, ale jego dzieciństwo obfitowało w potok miłości. Otoczony był dobrocią licznych serc zamieszkujących jego dom rodzinny. Nie stał się odludkiem, nie zaznał także uczucia zawiści. Nigdy nie stracił dziecięcej ufności do ludzi i wielkiej dla nich życzliwości, choć na wiele postępków ludzkich się zżymał [Onegdaj opowieść o Henryku Sienkiewiczu i ludziach mu bliskich, Maria Korniłowiczówna].

            Lubił ludzi, dlatego ludzie od pierwszego wejrzenia zakochiwali się w jego bohaterach, bo jak nie polubić Zagłoby – postaci przepełnionej cechami negatywnymi – który z rozbrajającą szczerością przyznawał się do swoich wad. Taki Kmicic, pan Michał (alter ego pisarza) czy Skrzetuski (ten trochę jakby kij połknął, ale wrogości nie wzbudzał). Te postaci oczywiści są mniej skomplikowane wewnętrznie niż bohaterowie Żeromskiego. W nich nie ma cierpienia skrywanego, kotłującego się w zatęchłej woni jelit. U nich, co w sercu to na języku. Wszystko, co się dzieje w ich głowach momentalnie potwierdzają czyny. Są prości i łatwiejsi do przyswojenia. Jednak czy nie jest tak również z ludźmi? Przecież bywają osoby wesołe, które od razu podbijają serca wszystkich i nie wiedzieć, dlaczego wszyscy do nich lgną.

            Sienkiewicz nawet najpodlejszym ludziom pozostawiał możliwość poprawy, nie umiał zaakceptować złego człowieka. Nie wierzył, że takowy jest zły do szpiku kości i nic poza tym. W każdym dostrzegał iskierkę człowieczeństwa, które odpowiednie warunki potrafiły rozdmuchać zamieniając w ognisko. Wierzył, że nawet padalec może przemienić się w bohatera.

            Z przyjemnością spotkałabym się także z Wokulskim, ale nie filmowym Wokulskim, a powieściowym. Bolesław Prus był bardzo lubianą osobą. Chętnie pomagał innym, nikogo nie odtrącał. Wokulski jest typem indywidualisty, który dorobił się sporego majątku, potrafił się zachować w towarzystwie, jednak to towarzystwo arystokratyczne go nie przyjęło. Zapraszano go, co prawda na obiady, jednak nie z potrzeby serca a z potrzeby kieszeni. Był on osobą potrzebną zubożałej szlachcie, bo znajomość z nim mogła pomóc im wydobyć się z tarapatów. Postepowanie Wokulskiego jest dla mnie bardziej zrozumiałe niż Judyma, całkowicie mu ufam. Co zrobi, co postanowi, uznam za dobrą decyzję. Nie będę się zastanawiać, co autor miał na myśli?

            Niektórzy śnią na kolorowo. Kto ma takie sny, ręka w górę. Niektórzy tylko na czarno biało. Jakie sny mają pisarze? Pewnie i takie i takie, jednak od ilości kolorów w głowie chyba zależą barwy w powieści. Bohaterowie Sienkiewicza są kolorowi, tryskają barwami niczym górskie źródełka. U Prusa jest więcej kolorów pastelowych, ciepłych, stonowanych brązów, kasztanowych smug, Żeromski zaś dla mnie to w ponury, deszczowy dzień brodzenie w błocie.  Tylko brud, szarość, samotność i nicość.

            Dziękujemy, że jesteście z nami! Zapraszamy do czytania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *