Na pokaz

Nasze mamy w czasach młodości kupowały cztery pisma: Przyjaciółkę, Kobieta i Świat i Przekrój. Teraz nie kupują żadnej z nich, choć teoretycznie wszystkie tytuły jeszcze istnieją i są publikowane, może z wyjątkiem Przekroju, który należy uznać za zmarły.

Czym tamte pisma różniły się od dzisiejszych?

Różnic jest sporo, ale skupmy się na jednej, za to znaczącej. Tamte tworzono dla ludzi i z ludźmi, te są tylko kolorowymi obrazkami. Właściwie są jedną wielką reklamą, nie zawierają artykułów informujących ludzi „o czymś”. Teksty tam umieszczone skupiają się na lokowaniu produktu. Produktem może być wszystko: styl życia, ciastko, jogurt, czy dziwna mina.

Piszą o życiu, które nie istnieje

Wypełniają swoje strony wielkimi fotografiami twarzy celebrytów. Jeżeli powiesz, że jesteś piekarzem, aktorem, rolnikiem, pisarzem, nauczycielem, sprzedawcą czy barmanem, każdy razem z dzieckiem w lot zrozumie: kim jesteś, będzie wiedział jeszcze, co potrafisz robić.

A taki celebryta, to kto?

Wystaje na ściankach, podkłada się pod pstrykających fotki (i nie chodzi tutaj o ornitologów). Z boku podpowiadają nam, że to jest ktoś, kto nic nie potrafi. Jest za to: ładny, bogaty, agresywny, zakochany w sobie. To całkowicie bezużyteczny człowiek. Żyje z tego, że jest popularny, a popularny się stał za sprawą jakiejś mięsistej ciekawostki na swój temat. Kolorowe pisma typu Pani i Zwierciadło, nazywają siebie „ekskluzywne” i są tworzone dla celebrytów o celebrytach. Wielkie, wspaniałe fotografie produktów, mieszkań sławnych ludzi i kosmetyków nie mają nic wspólnego ze zwykłym człowiekiem.  Życie, o którym opowiadają nie istnieje, jest złudzeniem. Adresy mailowe, nawet te imienne zwykle są lipne, bo jeśli wyślemy list, po kilku godzinach dostaniemy maila, który poinformuje nas, że adres jest błędny. Czyli, wychodzimy do was, chcemy słyszeć wasz głos, macie do nas namiary, ale jak, coś do czegoś to mamy was w…”Ciechocinku”.

Język

Kiedyś był intelektualnym fundamentem kultury. Teraz parafrazując dziecięcy wierszyk „język lata jak łopata”. Treść tych czasopism – słowo treść to spore nadużycie – jest infantylna. Głównym ich przekazem jest ciągła potrzeba zabawy i rozrywki. Używany w nich język, który opisuje zmysłowość człowieka jest coraz uboższy. Zdjęcia za to coraz odważniejsze. Narzuca się nam, to o czym należy rozmawiać i co trzeba czytać, mamy obowiązek uczestniczyć w moralnej ekspiacji i w cyfrowym ekshibicjonizmie.

Granice współczesnej wolności

To granice konsumpcji, zaś sama konsumpcja jest przymusem, dzięki niej tworzymy tożsamość na pokaz. Wskazuje się nam, co należy kupić, jak często wymienić samochód, jak umeblować mieszkanie, z jakich nowinek skorzystać, które buty kupić, jaki komputer, telefon, a jeśli telefon to zaraz internet i koniecznie futerał w odpowiednim kolorze.

Refleksyjny styl życia

Jest tak rzadko spotykany, że otaczająca nas pulpa może, co słabszych nerwowo wprowadzić w ciężką depresję. Warto jednak krzyknąć: prrry! Przetrzeć szkła różowych okularów i uświadomić sobie, że różowy świat nie istnieje, a modę na bezmyślność dyktuje prekariat, nowy proletariat, czyli grupa ludzi, która nie potrafi nic wyprodukować. Dzięki nim i tego typu mediom zniszczony został etos pracy, i pracą zaczęto nazywać wklepywanie kremu w twarz.

Do jutra!

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *