Melancholia

            Melancholia to tęsknota za czymś co już nie wróci. Niektórzy twierdzą, że jest to przypadłość osób, co mają za dużo czasu. Podobnie, jak ci, co popadają w depresję, też z powodu braku zajęcia. Myślę, że to duże uproszczenie, zwłaszcza, że poczucie smutku jest niezwykle przytłaczające i prowadzi do zwątpienia. A zwątpienie do braku nadziei, zaś jej brak  każdy wie…

            Skąd się bierze przygnębienie?

            Mamy w środku serca dziurę. Na wylot. Gwiżdże w niej wiatr i wcale to nas nie śmieszy. To nas nie obchodzi. Moglibyśmy paradować z tą dziurą po mieście, wejść do piekarni i nie zauważylibyśmy przerażenia na różowiutkiej twarzy ślicznej Kasi, córki rumianego piekarza. Ale nikt inny prócz nas o tej dziurze nie wie. Bo jej nie widać. Bo skoro jest dziurą, to znaczy że jest pustką. Takim brakiem, który doskwiera.

             Ten smutek nie przychodzi tak sobie, jak pierwszy śnieg. Nagle. I bez powodu. Nie łatwo także ustawić w szeregu sytuacje sprzyjające jego pojawieniu się. Uważamy jednak, że związany jest z wyrządzeniem krzywdy. Każdego dnia robimy sobie nawzajem przykrości, ale są tacy, co krzywdzą innych bardziej. A ci skrzywdzeni noszą w sobie rany, które wyżerają im serce by powstała dziura.

            Urszula Chowaniec[1] uważa, że melancholia to tęsknota za stratą, ale nie taką, którą można opowiedzieć. To żałoba po czymś, czego do końca nie możemy zrozumieć. To po prostu jeden z patologicznych stanów „obniżenia nastroju”.

            Gdy po napadzie uda się nam ocalić życie grozi nam melancholia. Nie pijana radość z  powrotu do żywych, a chrupiąca nam wnętrze melancholia, pewien rodzaj smutku, który powstał niczym gruba skóra na bliźnie po bardzo niebezpiecznej ranie. I faktycznie będzie to tęsknota za tym, co już nie wróci, bo odeszło razem ze świrem, który wygrzewa się gdzieś na plaży. Tęsknota za lekkością w sercu, za dziecięcą radością, za wiarą w pozytywne zdarzenia, w rozsądne puenty.

            Naszym zdaniem jest ona związana z trudem, który podjęliśmy by żyć, ale który nie jest jednakowy dla wszystkich, dlatego zostają tacy ludzie wypchnięci poza nawias, zostają skazani na banicję, bo mają w głowie zgliszcza. Coś złego się im przytrafiło, i mimo że nie są temu winni czują się gorzej niż ten, kto ich skrzywdził. Nie wierzę z melancholię z powietrza, w nieumiejętność racjonalnego wytłumaczenia skąd się wzięła. Melancholia jest, jak proteza nogi, zastępuje nam część, której nie ma, ale ciągle nas boli.

            Dla osłody wiersz Słonimskiego[2] :

Turkish delight

Wżarły się nogi chude,

Szpony ludzkiego sępa,

W szare wytarte kudły

Osiołka, co idzie stępa.

W złoconej ramie Ingres’a

Okrągłe oczy rozpustnic.

Torsy ścięte, jak szablą,

Wstążką pasiastych spódnic.

Inkrustowane strzelby

Plują pestką daktyla.

Schwytał welon weselny

Trzepot oczu motyla.

Turkish delight – to turecki przysmak (rodzaj galaretek posypanych cukrem). Ingres – wspaniały portrecista z XIX wieku.

[1] Urszula Chowaniec,  w: Dwudziestolecie mniej znane, Kraków 2011, „W poszukiwaniu utraconej więzi: melancholia we wczesnych powieściach Ireny Krzywickiej s.175-184.

[2] Antoni Słonimski „Wiersze”, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1974, s.127.

2 Comments Add yours

  1. Anna pisze:

    Gdyby ktoś oferował mi drugie życie, ale pod warunkiem, że będzie ono tożsame z tym mijającym, nie zgodziła bym się.

    1. Agnieszka Czachor pisze:

      To głęboka myśl. Wydaje się, że życie jest najważniejsze obojętnie jakie. Po zastanowieniu, także byśmy się nie zgodzili, pozdrawiamy 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *